PDA

Zobacz pełną wersję : 60 lat Praktiki



rocco
12.06.09, 12:58
W tym roku aparaty marki Prakica obchodzą swoje 60-lecie.
Pentacon z tej okazji stworzył jubileuszowa stronkę: http://history.praktica.de/
Na razie nic tam nie ma, zajawka ale wkrótce strona ma funkcjonować.

W latach 60-tych, 70-tych i 80-tych ubiegłego wieku taki aparat i optyka to był obiekt pożądania dla tysięcy fotoamatorów w Polsce. Marzyłem o nim przez kilkanascie lat nim wreszcie kupiłem pierwszą Praktikę MTL 5b :)
Później były inne modele.
Ehh, czasy były trudne ale wszystko mocniej cieszyło niż dziś.
Chyba się starzeję...

Bo.
12.06.09, 18:38
też marzyłem o practice, ale musiałem zadowolić się zenitem. Mimo tego byłem w siódmym niebie gdy wreszcie go kupiłem :-). Leży na półce do dzisiaj.

rocco
12.06.09, 18:48
Pierwsze moje lustrzanki to były Zenity właśnie, Zenit E, TTL i 12XP.
Po nich już były Praktiki a potem Minolty. Nawet jednego Pentaxa gdzieś po drodze trafiłem ale tak przypadkowo.
Z Prakticą byłem chyba najdłużej, skończyłem na modelu z bagnetem B, to była Praktica BC1 Elektronic. Miała automatykę czasu, to był dopiero wypas :)
Do tego zestaw szkieł Zeissa z Jeny 28, 50 i 135.
Starczyły do wszystkiego ;)

robasss
12.06.09, 20:27
Ja tez bardzo milo wspominam czasy wcale nie tak odlegle gdy z Zenita przesiadlem sie na Praktice. Bardzo lubilem robic slajdy, naprawde bajka - taki pokaz slajdow to dzis super sprawa na dlugie zimowe wieczory. I trzeba przyznac ze zanim sie pstryknelo zdjecie to trzeba bylo sie naprawde zastanowic nad kadrem i cala reszta - nie tak jak dzis :)

Bo.
12.06.09, 20:47
dzisiaj też nikt nie zabrania zastanowić sie przed ... :-).

elfior
12.06.09, 20:49
U mnie też pierwszy był Zenith, ale jak mi spieprzył dwa filmy z wypadu do Drezna - sprzedałem. Kupiłem marki (enerdowskie ), plus oszczędności rodziny plus cały miesiąc zasuwania na zmywaku na Rugii ( ech co to były za czasy!) i wreszcie w Rostocku kupiłem Prakticę! Wróciłem z pustym plecakiem, ale miałem najlepszy aparat w całym bloku socjalistycznym...Mam ją zresztą do dzisiaj... Ech łza się w oku kręci... Pieczone kurczaki, dobre piwo, łatwe Niemki z FDJ.... Eeeeee, dobrze, że żona nie czyta :)

rocco
12.06.09, 22:12
Ech łza się w oku kręci... Pieczone kurczaki, dobre piwo, łatwe Niemki z FDJ.... Eeeeee, dobrze, że żona nie czyta :)
Siedziałem u nich trzy i pół roku :cool: Czasem przeglądam slajdy z tamtych lat...
Faktycznie Zenity rysowały filmy, nie wszystkie oczywiście ale jak trafił.

Bo.
13.06.09, 10:31
to prawda, mój zenit nieco rysował, ale wtedy to tak bardzo nie przeszkadzało. Na odbitkach 18x13 nie było to widoczne, a negatywów nikt pod lupę nie brał. Na slajdach to już co innego, ale slajdy miały swój specyficzny klimat. Nie przypominam sobie, aby w tamtych czasach podczas ich oglądania, wytykano plamki, rysy czy ziarno.

Morlok
13.06.09, 12:05
JA miałem z Prakticą do czynienia od 1974 roku. Praktica TLsuper. wtedy to był wypas. Do czasu jak kupiłem sobie OM-1 w 1986. Nie lubiłem prakticy bo nie miała symulacji przysłony i kopała. Z przyjemnością sie jej pozbyłem razem z trzema szkłami : 28, 50 i 135 i kupiłem sobie AE-1.

dobas
13.06.09, 12:05
to prawda, mój zenit nieco rysował, ale wtedy to tak bardzo nie przeszkadzało. Na odbitkach 18x13 nie było to widoczne, a negatywów nikt pod lupę nie brał. Na slajdach to już co innego, ale slajdy miały swój specyficzny klimat. Nie przypominam sobie, aby w tamtych czasach podczas ich oglądania, wytykano plamki, rysy czy ziarno.

nawet kolorów na ORWO CHROM nikt nie wytykał ;)

Misiaczek51
13.06.09, 12:07
A swoją drogą jak mało wtedy wymagaliśmy. Toż za egonomię uchwytu Practika LTL3 dostała by teraz chyba 2-. Bawiłem się niedawno i jeszcze mam rankę na małym palcu od dźwgni samowyzwalacza. Możliwe że gdyby był futerał, wbijająca się w palec dźwignia nie byłaby taka kłopotliwa.
Ale ten zapach Zenita czy Practiki zawsze będę pamiętał.

nevra
13.06.09, 13:18
Pierwszą moją Prakticą była VLC, z wymienną matówką. Przywieziona z DDR. Potem wyjeżdżała, z wpisem w deklaracji, że wyjeżdża aparat i wracała z kolejnymi obiektywami. :) Takie to były czasy. Slajdy robiła genialne, kolorystyka niesamowita.

Po latach zamieniłam ją na BCA. I mam nadal. :)

robasss
13.06.09, 14:04
nawet kolorów na ORWO CHROM nikt nie wytykał ;)

Ale i bylo to takie czasy ze nie bylo takich sposobnosci zeby byc uszczypliwym i wytykac w tak latwy sposob ;) jak dzis mozna na forum :) Jedno jest pewne - czasy odlegle mimo ze byly ciezkie wspomina sie milo.

Sergiuszone
13.06.09, 14:55
Aparaty tej marki produkowane były w kraju, który zniknął z mapy świata dwadzieścia lat temu wchłonięty w wyniku bezkrwawej aneksji przez swojego sąsiada. W kraju zwącym się DDR ( NRD) powstało wiele epokowych wynalazków między innymi substytut samochodu Trabant. Podobnym mianem można określić aparaty Praktica z tą tylko różnicą, że tych aparatów tak naprawdę nie było. Sukcesem danej marki jest masowe kupowanie jej przez konsumentów. Sukces Praktica polegał na tym, że jej po prostu nie było! Aparaty te były marzeniem nie tylko przeciętnego fotoamatora z krajów RWPG, ale i wielu zawodowców. Jedynym miejscem gdzie można było kupić ten „sprzęt” był tak zwany czarny rynek. Aparaty te zupełnie nieobecne na sklepowych półkach sowieckiej koalicji można było nabyć bez żadnego problemu po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Paradoks polegał na tym, że aparaty tam zalegały sklepowe półki i pomimo dobrych cen nie znajdowały szybko nabywców na nasyconym aparatami fotograficznymi rynku.

Osobiście miałem przyjemność „testowania” dwóch modeli Praktica. Pierwszy z nich model VLC3 na pierwszy rzut oka manualna lustrzanka z wymiennymi obiektywami i pryzmatami. O ile jeszcze wymienne obiektywy można było od biedy zakupić w wyżej wymienionych miejscach tak wymienny pryzmat i związane z nim elementy były ruchem chyba tylko i wyłącznie propagandowym ( reklamowym) z prostego powodu braku innych modeli pryzmatów. Wymienne obiektywy nie posiadały bagnetu, wkręcało je się w korpus przy pomocy gwintu. Dobrą stroną tego systemu było powodowanie niechęci do wymieniania przez użytkownika obiektywów, o czym wiedział zapewne producent produkując ich znikome ilości. W ten sposób firma odniosła kolejny sukces produkując aparat z wymiennymi obiektywami bez potrzeby lub dosłownie z braku potrzeby wymieniania ich.
Wiele lat później pomysł ten wykorzystał bardzo znany japoński koncern produkując lustrzankę z niewymiennym obiektywem. Skoro mowa o obiektywie posiadał on system elektrycznego przenoszenia przysłony, co faktycznie w owych czasach było sporym ułatwieniem podczas robienia zdjęć. Elektryczność pobierana była z baterii umieszczonej w spodniej części korpusu aparatu. Ogniwo pochodziło prosto z kraju kwitnącej wiśni i było równie niedostępne jak filmy czy inne produkty fotograficzne. Użytkownicy radzili sobie składając do kupy cztery inne bateryjki, które dziwnie pasowały po wyjęciu oryginalnej baterii. Pomiar światła odbywał się przez obiektyw i w zasadzie przy jego pomocy można było poprawnie naświetlać filmy. Aparat, który trafił w moje ręce przeznaczony był zapewne dla jakiegoś prominenta lub pochodził z limitowanej serii produkowanej na zachód, ponieważ nigdy nie popsuł się pomimo dość intensywnej eksploatacji. Naświetlałem kilka filmów miesięcznie przez okres około trzech lat. Mój egzemplarz nie przepadał nawet za niewielkim mrozem i wtedy udawał tylko robienie zdjęć. Lustro chodziło, film się przewijał tylko migawka ani drgnęła. Na wschód od Łaby mrozy należą do rzadkości tak, więc trudno tą przypadłość uznać za wadę. Jak jest zimno zdjęcia robimy w pomieszczeniach trzeba zrozumieć dobre intencje producenta.


Potem kolej przyszła na B100, która jak na połowę lat osiemdziesiątych była naprawdę zaawansowanym technologicznie modelem oczywiście w stosunku do swoich poprzedników. Aparat posiadał preselekcję przysłon a wybrany przez program? czas naświetlania był zaznaczony przez wskaźnik w celowniku. Do aparatu można było podobno dokupić, winder czyli silniczek, którego chyba tak naprawdę nikt nigdy nie widział w każdym razie na spodzie aparatu było miejsce przeznaczone do jego zamocowania i przeniesienia napędu. W zamontowanej w pryzmat stopce widniał dodatkowy styk świadczący, że do tego modelu powinna być produkowana dedykowana lampa błyskowa. Schyłek okresu komunistycznego nie sprzyjał produkcji, aparat był zawodny często zacinał się coś trzeba było włączyć, wyjąć baterię, włożyć baterię itd. Niewątpliwie był mały zgrabny i ładnie wyglądał, co niestety nie jest konieczne podczas fotografowania.


Rozstałem się z tą marką po pewnym incydencie. Robiłem zdjęcia podczas komunii w kościele gdzie dzieci podchodziły do ołtarza czwórkami. Jako, że każdemu dziecku należało zrobić zdjęcie, to o zmianie filmu w czasie uroczystości nie było mowy. Pożyczyłem drugą lustrzankę od kolegi Nikon F2. Jak wymieniłem aparaty to w pierwszej chwili myślałem, że ktoś zrobił mi jakiś żart i wysmarował czymś obiektyw lub, że on zaparował. Niestety okazało się, że taka przepaść dzieli oba obiektywy. Oba były 50mm. I to było moje pożegnanie z tym systemem.

Rafał Czarny
13.06.09, 15:10
Practica to było moje marzenie. Niespełnione. Zadowalałem się Zenitami (E, potem 12XP), którym zawdzięczam zamiłowanie do minimalizmu sprzętowego.

Przez całe lata miałem do Zenita 12XP jeden jedyny obiektyw 58mm., którym z powodzeniem robiłem zdjęcia. Jak mój najlepszy kumpel przywiózł z koloni w enerdowie Petacona 200/4 (sprzedał dwie farelki, trochę innego badziewia i zarobił na obiektyw) to myślałem, że mi gały wyjdą z orbit.

Teraz w torbie mam dwa zoomy Olka 14-54 i 40-150 (używam właściwie tylko tego pierwszego) i uważam, że to zestaw na dużym wypasie.

Nic więcej nie potrzebuję do robienia zdjęć. To nawet za dużo, bez długiego obiektywu z powodzeniem daję radę.

rocco
13.06.09, 15:51
JA miałem z Prakticą do czynienia od 1974 roku. Praktica TLsuper. wtedy to był wypas. Do czasu jak kupiłem sobie OM-1 w 1986. Nie lubiłem prakticy bo nie miała symulacji przysłony i kopała. Z przyjemnością sie jej pozbyłem razem z trzema szkłami : 28, 50 i 135 i kupiłem sobie AE-1.
Nowsze modele już tak nie tłukły lustrem jak wcześniejsze. Chociaż "patent" Praktiki w postaci ukośnie ułożonego spustu przetrwał prawie do końca, tym właśnie ukośnym spustem łagodzono trochę kopanie lustra. Dopiero modele serii "B" miały go normalnie.
Mieliśmy ten sam zestaw szkiełek ;)

PS, teraz dopiero doczytałem:

Aparaty tej marki produkowane były w kraju, który zniknął z mapy świata dwadzieścia lat temu wchłonięty w wyniku bezkrwawej aneksji przez swojego sąsiada. W kraju zwącym się DDR ( NRD) powstało wiele epokowych wynalazków między innymi substytut samochodu Trabant. Podobnym mianem można określić aparaty Praktica z tą tylko różnicą, że tych aparatów tak naprawdę nie było. Sukcesem danej marki jest masowe kupowanie jej przez konsumentów. Sukces Praktica polegał na tym, że jej po prostu nie było! Aparaty te były marzeniem nie tylko przeciętnego fotoamatora z krajów RWPG, ale i wielu zawodowców. Jedynym miejscem gdzie można było kupić ten „sprzęt” był tak zwany czarny rynek. Aparaty te zupełnie nieobecne na sklepowych półkach sowieckiej koalicji można było nabyć bez żadnego problemu po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Paradoks polegał na tym, że aparaty tam zalegały sklepowe półki i pomimo dobrych cen nie znajdowały szybko nabywców na nasyconym aparatami fotograficznymi rynku.
W samym NRD z zakupem aparatu nie było problemu. Byłem tam (pracowalem) w "późnym socjalizmie" bo w latach 1985-88 i przywiozłem kilka sztuk, w tym i dla siebie MTL5b i BC1. Obiektywy też były do kupienia.
W Polsce i reszcie KDLu (np. na Węgrzech gdzie równiez pracowalem) tylko spod lady i dla wtajemniczonych.
Z filmami i slajdami a także z chemią w NRD nie było żadnego problemu, przywoziłem Rodinal kilogramami ;)

Osobiście miałem przyjemność „testowania” dwóch modeli Praktica. Pierwszy z nich model VLC3 na pierwszy rzut oka manualna lustrzanka z wymiennymi obiektywami i pryzmatami. O ile jeszcze wymienne obiektywy można było od biedy zakupić w wyżej wymienionych miejscach tak wymienny pryzmat i związane z nim elementy były ruchem chyba tylko i wyłącznie propagandowym ( reklamowym) z prostego powodu braku innych modeli pryzmatów. [b]Wymienne obiektywy nie posiadały bagnetu, wkręcało je się w korpus przy pomocy gwintu. Dobrą stroną tego systemu było powodowanie niechęci do wymieniania przez użytkownika obiektywów, o czym wiedział zapewne producent produkując ich znikome ilości. W ten sposób firma odniosła kolejny sukces produkując aparat z wymiennymi obiektywami bez potrzeby lub dosłownie z braku potrzeby wymieniania ich.
Wiele lat później pomysł ten wykorzystał bardzo znany japoński koncern produkując lustrzankę z niewymiennym obiektywem.
Zaprawdę dziwne rzeczy tu piszesz :roll:
"Wymysł obiektywu wkręcanego na gwint" to nie pomysł Pentacona (producenta aparatów Praktica) tylko dużo starszy wynalazek.
Nie wiem, czy tego nie wiesz, czy tylko ironizujesz bo to nie jest prawda.
System M42 jest starszy niż aparaty Prakica, Pentacon po prostu go wykorzystał i tyle. W tym systemie był Bessaflex, Fujinony, Chinon, Cosina, Fujica i Yashica. Nie mówiąc o klonach czyli Revue czy Porst.
Także Zenit ;)


Skoro mowa o obiektywie posiadał on system elektrycznego przenoszenia przysłony, co faktycznie w owych czasach było sporym ułatwieniem podczas robienia zdjęć. Elektryczność pobierana była z baterii umieszczonej w spodniej części korpusu aparatu. Ogniwo pochodziło prosto z kraju kwitnącej wiśni i było równie niedostępne jak filmy czy inne produkty fotograficzne. Użytkownicy radzili sobie składając do kupy cztery inne bateryjki, które dziwnie pasowały po wyjęciu oryginalnej baterii. Pomiar światła odbywał się przez obiektyw i w zasadzie przy jego pomocy można było poprawnie naświetlać filmy. Aparat, który trafił w moje ręce przeznaczony był zapewne dla jakiegoś prominenta lub pochodził z limitowanej serii produkowanej na zachód, ponieważ nigdy nie popsuł się pomimo dość intensywnej eksploatacji. Naświetlałem kilka filmów miesięcznie przez okres około trzech lat. Mój egzemplarz nie przepadał nawet za niewielkim mrozem i wtedy udawał tylko robienie zdjęć. Lustro chodziło, film się przewijał tylko migawka ani drgnęła. Na wschód od Łaby mrozy należą do rzadkości tak, więc trudno tą przypadłość uznać za wadę. Jak jest zimno zdjęcia robimy w pomieszczeniach trzeba zrozumieć dobre intencje producenta.
Modele VLC były najciekawsza linią Praktiki i rzeczywiscie bardzo trudno było je dostać a wymienne elementy systemy były praktycznie niedostępne.
Jeśli jednak chodzi o awaryjnośc to moje dwa modele (wyżej) nigdy nie odmówiły posłuszeństwa, nawet na 15-stopniowym mrozie. Moj kolega ma zresztą do dziś jeden z przywiezionych przeze mnie aparatów i używa go z powodzeniem.

Potem kolej przyszła na B100, która jak na połowę lat osiemdziesiątych była naprawdę zaawansowanym technologicznie modelem oczywiście w stosunku do swoich poprzedników. Aparat posiadał preselekcję przysłon a wybrany przez program? czas naświetlania był zaznaczony przez wskaźnik w celowniku. Do aparatu można było podobno dokupić, winder czyli silniczek, którego chyba tak naprawdę nikt nigdy nie widział w każdym razie na spodzie aparatu było miejsce przeznaczone do jego zamocowania i przeniesienia napędu. W zamontowanej w pryzmat stopce widniał dodatkowy styk świadczący, że do tego modelu powinna być produkowana dedykowana lampa błyskowa. Schyłek okresu komunistycznego nie sprzyjał produkcji, aparat był zawodny często zacinał się coś trzeba było włączyć, wyjąć baterię, włożyć baterię itd. Niewątpliwie był mały zgrabny i ładnie wyglądał, co niestety nie jest konieczne podczas fotografowania.


Rozstałem się z tą marką po pewnym incydencie. Robiłem zdjęcia podczas komunii w kościele gdzie dzieci podchodziły do ołtarza czwórkami. Jako, że każdemu dziecku należało zrobić zdjęcie, to o zmianie filmu w czasie uroczystości nie było mowy. Pożyczyłem drugą lustrzankę od kolegi Nikon F2. Jak wymieniłem aparaty to w pierwszej chwili myślałem, że ktoś zrobił mi jakiś żart i wysmarował czymś obiektyw lub, że on zaparował. Niestety okazało się, że taka przepaść dzieli oba obiektywy. Oba były 50mm. I to było moje pożegnanie z tym systemem.
Najpierw był model B200, B100 to był jego młodszy i mniej zaawansowany braciszek pozbawiony możliwości manualnych ustawień czasu naświetlania (poza jednym). Miałem BC1, który był następcą B200 własnie i bardzo dobrze wspominam ten model. Winderek jak najbardziej był do kupienia w NRDówku.
Wydaje mi się, że w tamtych czasach Praktiki były dobrymi aparatami. Nie były tak zaawansowane technicznie jak Nikon, Olympus, Canon, Minolta czy Pentax niemniej to były najlepsze z produkowanych w KDLu aparatów.
No i mialy świetną optykę Zeissa chociaż produkowaną bez licencji.
Owszem Nikony i reszta modeli zza żelaznej kurtyny była po prostu lepsza ale dla amatora fotografowania i zbut trudna do zdobycia i za droga.
Zawodowcy jakoś tam ściągali bo to były ich narzędzia pracy, także niektórzy prominenci ale nie zwykły zjadacz chleba :roll:

Misiaczek51
13.06.09, 16:56
Jescze przed stanem wojennym w sklepie we Wiedniu z wielkim zdziwieniem zobaczyłem że Praktica (modelu pomnę) kosztuje połowę ceny jakiegoś Chinona.
Drugim wielkim było to że mój Fiat 126p kosztuje tam prawie tyle samo co Skoda S-100.

HenrykG
13.06.09, 17:00
Chociaż "patent" Praktiki w postaci ukośnie ułożonego spustu przetrwał prawie do końca, tym właśnie ukośnym spustem łagodzono trochę kopanie lustra.

Ukośny spust miał uzasadnienie w czasach, gdy wizjer miał postać "kominka" i patrzyliśmy na niego z góry. Jakoś nie kojarzę dziś tego z mniejszym odrzutem lustra ;)

Sergiuszone
13.06.09, 17:29
Piszę, owszem ironizuję, w kontekście czasów w jakich te aparaty powstawały system mocowania był już nieco przestarzały. Ja byłem i pracowałem w NRD w roku porozumień sierpniowych ( 1980) i wtedy sprzęt fotograficzny można było kupić z okazji na przykład Targów w Lipsku. W tych mniej więcej czasach sprzęt w sklepie ( w NRD) można było kupić mając znajomości lub płacąc z tak zwaną górką. Podobno łatwiej było go nabyć na zachodzie NRD np.: w Magdeburgu bo tak daleko nie docierali handlowcy z Polski. W 1980 roku w tamtejszych sklepach fotograficznych nie było nawet filmów małoobrazkowych ani czarno białych ani kolorowych jedynie „szerokie”

dobas
13.06.09, 17:30
Przeszedłem chyba przez wszystkie modele praktica. Mój ulubiony to wspomnainy już VLC 2 lub 3

Ech... :)

rocco
13.06.09, 17:56
Ukośny spust miał uzasadnienie w czasach, gdy wizjer miał postać "kominka" i patrzyliśmy na niego z góry. Jakoś nie kojarzę dziś tego z mniejszym odrzutem lustra ;)
Ależ tak.
W materiałach reklamowych i instrukcji obsługi było napisane, że tak umieszczony spustu migawki pomaga w zminimalizować poruszenie aparatu spowodowane naciskiem palca w dół przy jej wyzwalaniu. Bardziej jednak mówiło sie o tym, że powoduje ono takie trzymanie aparatu, że mniej on "kopie".
Pamiętam jak o tym mówili sami Niemcy i próbująć różnych "chwytów" doszedłem do wniosku, że coś w tym jest ;)

Piszę, owszem ironizuję, w kontekście czasów w jakich te aparaty powstawały system mocowania był już nieco przestarzały. Ja byłem i pracowałem w NRD w roku porozumień sierpniowych ( 1980) i wtedy sprzęt fotograficzny można było kupić z okazji na przykład Targów w Lipsku. W tych mniej więcej czasach sprzęt w sklepie ( w NRD) można było kupić mając znajomości lub płacąc z tak zwaną górką. Podobno łatwiej było go nabyć na zachodzie NRD np.: w Magdeburgu bo tak daleko nie docierali handlowcy z Polski. W 1980 roku w tamtejszych sklepach fotograficznych nie było nawet filmów małoobrazkowych ani czarno białych ani kolorowych jedynie „szerokie”
Ja byłem troszkę później i pracowałem w Eberswalde, 50 km od Berlina.
Nie to, żeby chemia zalegała na pólkach ale co tydzień były dostawy i kupno nie stanowiło problemu. Za to na półce jedynego w tym mieście sklepu fotograficznego zawsze leżaly jakies korpusy, dwie, trzy sztuki.
Na obiektywy trzeba było polować lub "zamawiać".
W Berlinie też widywałem puszki ze standardem chociaż rzadziej.

HenrykG
13.06.09, 18:12
Do Praktiki mam sentyment również ze względu na mały ciężar - trzydzieści kilka lat temu mogłem cały dzień nosić ją na szyi z dwusetką i kilkoma obiektywami w torbie po rozmaitych wertepach, i fajnie było. A dziś ze współczesnym złomem mam kłopot z wejściem na czwarte piętro... :twisted:

rocco
13.06.09, 18:18
I te schody coraz wyższe...coś w tym jest ;)

dzemski
13.06.09, 18:27
a ja używam MTL 5B i sobie chwalę (oczywiście poza kopaniem) :)

robasss
13.06.09, 19:17
a ja używam MTL 5B i sobie chwalę (oczywiście poza kopaniem) :)

Tez mialem ten model ale zanim mnie satc bylo na kupno uzywanej to gdy dosc czesto odwiedzalem foto-komisy zeby chociaz potrzymac ;) owe kopanie bylo dal mnie dodatkowym atutem przemawiajacym za kupnem Prakicy :)

irek50
13.06.09, 19:20
Po model LLC jeździłem osobiście do Berlina autostopem ... To były czasy :)

Mirek54
13.06.09, 20:20
Przez pol roku cieszylem sie nia,pozniej definitywnie przesiadlem sie na exakte.dwie kasety w srodku,bagnet i ciecie nie skonczonego w pelni filmu to byl atut nie do odrzucenia.Chyba szkla do exakty lepsze byly.

HenrykG
13.06.09, 20:27
ciecie nie skonczonego w pelni filmu

Do tego nie była potrzebna Exakta - wystarczyła szczelna szafa... :twisted:

rocco
13.06.09, 20:40
Do tego nie była potrzebna Exakta - wystarczyła szczelna szafa... :twisted:
Nawet nie, szyło się taki worek z otworami na ręce i na czuja.
Tak ciąłem filmy z siedemnastometrowej puszki.
Efekty były różne ;)

Mirek54
13.06.09, 20:42
Do tego nie była potrzebna Exakta - wystarczyła szczelna szafa... :twisted:

Szafy to ja uzywalem do duzych powiekszen.Na hauturze nie mialem czasu szukac szafy.Jak ci slubek wskoczyl i na dokonczenie wystarczylo kilka klatek to nie czekales na nastepne zlecenie tylko ciecie i do koreksa.W tamtych czasach NC 19 kosztowal okolo 70 zl i mial tylko 36 kadrow.Nie kazdy mial dostep do niemaskowanego NC 6 z kilometrowej rolki.A i palcem naciskalo sie po przemysleniu.
A tez se wstawie emotki:grin:
:twisted::twisted::twisted::twisted:

HenrykG
13.06.09, 20:50
nie czekales na nastepne zlecenie tylko ciecie i do koreksa

E tam zaraz zlecenie... Cięło się czasem po powrocie ze spacerku... ;)
A woreczek z otworkami na rączęta, to zaistniał trochę później, jak mi pewna pani uszyła :roll:

Miałem równolegle Praktiki i Exacty (IIb i VX 1000). Chętniej pstrykałem Praktiką...

Sergiuszone
14.06.09, 12:20
No to ja nie miałem tyle szczęścia. U mnie w rodzinie panowało przekonanie, że prawdziwy aparat to taki, który ma po krótszym boku klatki przynajmniej sześć centymetrów. Z tego powodu targałem Pentaconsixa z pryzmatem TTL i dwoma obiektywami. Trzeci obiektyw stanowił już zagrożenie oberwania się paska od torby a gdzieś czasem trzeba było jeszcze upchać lampę błyskową. Po takim treningu dzisiaj bez problemu targam plecak w, którym mieszkają dwie lustrzanki. Ale jak mi kiedyś nawaliła winda to odpuściłem temat wspinaczkowy i pojechałem przeczekać awarię gdzieś u niżej mieszkającej rodziny. Z plecakiem czy bez pewnie nie dał bym rady. :grin:

HenrykG
14.06.09, 14:04
Był taki czas, że mieszkałem na parterze... :twisted:

Z P-sixami ganiali reporterzy. Obowiązkowo Sonnar 180/2,8 i lampa Metza typu "młotek". Bardziej zasłużony w RSWPrasa dostawał Rolleiflexa...
Ale widziałem na pewnej imprezie politycznej gościa ze śląskiej gazety* z Fotosnajperem - początek lat osiemdziesiątych...


* Śląska gazeta była zamożna ;)

Sergiuszone
15.06.09, 14:49
Jeśli chodzi o lampy błyskowe to przełom lat 70/80 rządziły wśród reporterów PANASONIC ( 5660 ? } i BRAUN (910?) Nie pamiętam już oznaczeń. Na METZ przyszła pora ciut później. Zresztą w 83 roku na planie znanego serialu autor naszego czasopisma na jednym zdjęciu bez wątpienia posługuje się lampą Braun. Na drugim jest na tyle niewyraźnie, że trudno z całą pewnością określić markę lampy. http://www.alternatywy4.net/imgo,Fotograf_02.html


http://www.alternatywy4.net/imgo,Fotograf_01.html Ale ROLLEI jest i to chyba w dwóch przypadkach. :grin: